Sol8

   Lida                                                                                                                   www.sol8.manifo.com

,,szu­kając przy­jaciół... nie twórz wrogów,, ~Witka

W sercu pisane opowiadania

Pamiętniki

Dziś rano wstałam z myślą że zadzwonię do mamy.
Długo się nie odzywałam wyjazdy treningi i jakoś tak zeszło.
Kawka zrobiona dobry humorek jest dobrze więc dzwonię :)
sygnał długi pierwszy drugi po nim trzeci i nic dziewiąta rano
są w domu przy kawie hmmm dlaczego nie odbierają?
Cisza i nic czekam cierpliwie i myślę sobie śpią - no nie
już czas kawy.
Po chwili słyszę szepty w słuchawce - i co działa? mama odpowiada
- no tak
jakiś śmiech więc odzywam się witając ciepło
znów śmiech
nic nie rozumiem po chwili mama pyta
- jak to zrobiłaś że się dodzwoniłaś?
Uśmiechnęłam się mówiąc
- normalnie jak zawsze wybrałam numer
i zadzwoniłam :)
na to mama
- ale to nie możliwe telefon nie działa
od kilku dni bo nie przedłużyliśmy umowy więc nie mogłaś
się dodzwonić więc jak? Jak zadzwoniłaś to patrzeliśmy na telefon
i byliśmy w szoku co się dzieje i jak to możliwe :)
Zaśmiałam się
bo od razu załapałam o co chodzi :)
- Mamo umowa się skończyła
ale masz WhatsApp i ja dzwonię na niego :) bo masz Wi-Fi
- no tak mamy
- no właśnie i bez stresu to nie magia
- a my wystraszeni jak to działa i nie chcieliśmy odbierać bo ze strachu
- ha ha oj mamo mamo :) do WhatsApp nie potrzebujesz dalszej umowy
więc ładuj telefon i dalej będziemy mogły rozmawiać przy kawie :)
Długo jeszcze się uśmiechałam z tej sytuacji po rozmowie ;)
W południe planowałam rower więc ogarnęłam się by dalszy dzień
był równie miły jak początek. Wyjątkowo szybko poszło mi
te ponad 30 km. Gdy byłam na ostatnich 5 km. za rondem
minął mnie sportowy wóz z takich ekskluzywnych co bardzo
głośno chodzą zerknęłam a tam dziadzio uśmiechnięty ostro gazuje
z pomrukiem auto
no i pojechał
a ja znów się wyłączyłam i pędzę
mijając pola lasy czując wiatr na policzkach i słuchając różnych
odgłosów dookoła. Nie wiedząc jak już dotarłam na Ce-pen
a tam niespodzianka dziadek w sportowym aucie z kawą
szykuje się do wyjazdu. Nigdy nie zapomnę dziadka miny
czytało się z niej - a ta tu że jak...że co...
Znów się uśmiałam kolejny raz uśmiech przykleił się do mnie
na początek dnia i teraz miło tak rozbawiać ludzi nieświadomie.
By mogli poczuć się inaczej jak Ja nowego dnia.
Bo gdy skończy się lato skończy się moje wyzwanie by osiągnąć swój upragniony cel :) Miłego dla Każdego jak mój :)

                                          sol8 1 wrzesień  2020. 18:00
W sercu moim  Action Cytaty.info

O trzy nu­mery za duże...
Spot­kałam dziś człowieka. Dro­ga z przys­tanku wie­dzie przez las.
Wiem, ko­bieta po le­sie sa­ma chodzić nie po­win­na.
Ale ja prze­cież kocham ten las i on kocha mnie.
Nie zro­biłby mi krzyw­dy. Zresztą ko­mu się chce przy
tem­pe­raturze zbliżonej niemalże do ze­ra ab­so­lut­ne­go czaić się
gdzieś za drze­wem na sa­mot­ne ko­biety? Śnieg skrzy­piał mi pod
sto­pami, a słońce rzu­cało czer­wo­ne światło, po­zos­tając w
zachwy­cającym kon­traście z bielą mroźnej pie­rzy­ny, która przyk­ryła
świat. Czy to nie jest niesa­mowi­te, że naj­gorętszy z ko­lorów zaw­sze
zwias­tu­je najzim­niej­sze no­ce? A więc, wra­cając do sed­na,
spot­kałam człowieka. Przy­siadł so­bie na prze­walo­nym ko­narze
drze­wa, które tuż przed zimą za­mor­do­wała wichu­ra. Usłyszał
skrzy­pienie śniegu pod moimi sto­pami i pod­niósł wzrok w kierun­ku, z
które­go się zbliżały. Nasze oczy spot­kały się i były tak niebies­kie,
że już chy­ba nic bar­dziej niebies­kiego być nie może. Nie, to wca­le
nie była miłość od pier­wsze­go spoj­rze­nia. Nie mam pojęcia ile mógł
mieć lat, ani kim był. Widziałam go po raz pier­wszy w życiu.
Przys­tanęłam obok niego o dzi­wo, wca­le nie od­czu­wając strachu przed
dość moc­no zbu­dowa­nym mężczyzną.„Co tu­taj ro­bisz człowieku?" --
spy­tałam.„Cze­kam" -- od­po­wie­dział, a z je­go ust wy­dobyła się
mgiełka ciepłego po­wiet­rza. Po­myślałam, że jeśli dusza może ula­tywać
z ciała, to ro­bi to właśnie w ten sposób. Bo dusza jest ciepła, a
ciało, które umarło, lo­dowa­te, jak dzi­siaj mój las (pew­nie za dużo
filmów się naoglądałam...).„Cze­kasz? Na co?" -- do­pyty­wałam
zain­try­gowa­na.„Na szczęście" -- od­parł bez iro­nii.„Szczęście... A
cóż by ro­biło tu szczęście? W środ­ku la­su? W środ­ku zi­my? Przy
mi­nus 15 stop­niach? Jeszcze do te­go noc się zbliża. Może
pot­rze­bujesz po­mocy?" -- dzi­wiłam się.„Widzisz dziec­ko, szczęście
nig­dy nie przychodzi, kiedy go szu­kasz. Zja­wia się w naj­mniej
spodziewa­nym cza­sie i miej­scu. Właśnie tu­taj naj­mniej spodziewałbym
się je spot­kać. W środ­ku zi­my, w środ­ku la­su, przy mi­nus 15,
właści­wie nocą, bo w le­sie zaw­sze szyb­ciej za­pada noc. Dla­tego
właśnie tu­taj na nie cze­kam. I wiesz co? Mogę już stąd odejść, bo tu
dzi­siaj spot­kało mnie szczęście. Spot­kałem człowieka, który nie
przeszedł obojętnie obok mnie." -- człowiek za­milkł, a ja wie­działam,
że już więcej nic nie po­wie. Wstał, wziął mnie pod rękę i od­pro­wadził
do do­mu. Od­chodząc od­wrócił się jeszcze i rzu­cił przez
ra­mię:„Sta­raj się dziec­ko nie chodzić sa­ma po le­sie, choćbyś znała
go od urodze­nia. On cię nie skrzyw­dzi, ale nie za­wahają się
skrzyw­dzić Cię ludzie" -- i od­szedł...Nie wiem jak długo jeszcze
stałam przed do­mem, w każdym ra­zie kar­mi­nowe słońce zdążyło scho­wać
się za ho­ryzon­tem. Dziw­na przy­goda, która mnie spot­kała,
spra­wiła, że za­myślałam się cały wieczór, jak nig­dy dotąd. Bo tak
nap­rawdę wszys­tko, co mnie w życiu spo­tyka, wszys­tko co da­je mi
niepo­kor­ny mój los, zaw­sze jest w większym roz­mia­rze. Al­bo za
wiel­kie ser­ca, al­bo za duży biust itp. Na­wet i szczęście, które mnie
spo­tyka jest za duże. Gdy weszłam do do­mu pos­ta­nowiłam je so­bie
przy­mie­rzyć. Trochę na mnie wi­si to mo­je szczęście. Al­bo ja może
jes­tem dla niego za mała, choć do naj­drob­niej­szych pos­turą ko­biet
wca­le nie na­leżę. Cieka­we, czy do twarzy mi w szczęściu. Boję się
wkładać je częściej, by go nie zniszczyć, nie zab­rudzić. A już w
żad­nym wy­pad­ku nie chciałabym mu­sieć go prać. Nie ma met­ki, na­wet
nie wie­działabym jak się z nim obejść...To mo­je szczęście ma kształt
jed­wabnej su­kien­ki i barwę błękit­ne­go nieba. A błękit ten jest
niesa­mowi­ty. Gdzienieg­dzie przep­la­ta się z niemal przez­roczystą
bielą chmur. Ta­kich roz­trze­panych po ca­lut­kim niebie. De­likat­nie
op­la­ta mo­je ciało i jest bar­dzo przy­jem­ne w do­tyku. Chłod­ne i
jed­nocześnie ciepłe. Ciepło za­pew­ne przejęło so­bie od mo­jego ciała.
Od­kry­wa ra­miona i nieco de­kol­tu. Spięte białą kla­merką na le­wym
ra­mieniu, spa­da so­bie spo­koj­nie w dół, niczym stru­mień górski.
Czys­te i nies­każone. Załamu­je się lek­ko na wy­sokości pier­si,
otu­lając je i cho­wając ser­ce i duszę. A mo­jej duszy bar­dzo jest do
twarzy w tym błęki­cie... Po­tem obej­mu­je mnie w ta­lii, ale nie
opi­na. I znów bez­tros­ko spa­da lejąc się po biod­rach i zasłaniając
no­gi. Tu­taj sta­je się przez­roczys­te. Kończy swoją podróż tuż przy
bo­sych sto­pach. Wyglądam w nim trochę jak nim­fa wod­na z
ro­man­tycznych bal­lad, al­bo jak ja­kaś sta­rożyt­na kapłan­ka.
Przeglądam się w lus­trze i myślę so­bie, że trochę za duży roz­miar
te­go błęki­tu przyszło mi no­sić. Mógłby bar­dziej opi­nać pier­si i
ta­lię, ład­niej bym wte­dy wyglądała. Nie od­ważę się na­wet go tknąć,
by bar­dziej do­paso­wać do ciała. Szczęścia się nie mo­dyfi­kuje.
Prze­cież to nie pro­sięta bez ogonków ani nie ku­kurydza. Muszę siebie
do­paso­wać do niego. Mogłabym przyb­rać na wadze i tak by było
najłat­wiej. Ale mogłabym również ob­rosnąć w piórka i dumę. Bo
prze­cież ko­mu się zdarza ta­kie piękne szczęście? No­siłabym jej
wówczas z wy­soko pod­niesioną głową. Ale je­mu byłoby niewy­god­nie. I
przes­tałoby być czys­te i nies­ka­lane. Po­za tym ja nie umiem chy­ba
ob­rastać w piórka (wiem, bo już próbo­wałam, nie wychodzi mi to).
Przes­trze­nie po­między błękitną tka­niną a moim ciałem, ser­cem i
duszą, zdają się być za­rezer­wo­wane dla ciepła, uśmie­chu, czułości,
uczuć. Więc będę so­bie ob­rastać w ciepło, w uśmiech, w czułość i w
uczu­cia. A mo­je szczęście będzie bar­dzo szczęśli­we, może na­wet
szczęśliw­sze ode mnie. I cho­ciaż dziś jest o co naj­mniej trzy
roz­miary przy­duże, za kil­ka dni, może miesięcy, sta­nie się szy­te na
miarę. A raczej to miara będzie uszy­ta na szczęście...zaw­sze
będę się mar­twił o Ciebie.

Ale ty nie zap­rzątej so­bie głowy mną,
po­wie­dział.Jak­by przez utu­lenie, po raz os­tatni dot­knął jej małe
wiel­kie ser­ce.Za­padła cisza. Cisza, którą porównać by można do
bez­kre­su, niemożli­wości sięga­nia wzro­kiem wid­nokręgu biegu­na
połud­niowe­go, na którym się zna­lazł.Po­myślał, jakże jes­teśmy
sa­mot­ni i bez­bron­ni wo­bec tej pus­tki, mno­gości pa­nujących tu żywiołów
na­tury.

[ Przy­jaciel Piot ]                                             sol8 13 lutego 2012 
Etap 1

Małżeństwo.

Dziwna sprawa zawsze myślałam, że to świętość, ale nie - z rąk jednego kata trafiłam do drugiego zwanego małżeństwo. Jaki człowiek naiwny gdy ma te 21 lat świat jawi się kolorowo, bo coś nowego czeka nas co daje nadzieje na lepsze jutro, a tu niespodzianka zimny prysznic złudzeń prysł jak mydlana bańka.Wierząc w lepsze jutro zapominamy o uczciwości względem siebie, by zadać sobie pytanie dlaczego? Ja zapomniałam i oberwałam, bo marzyłam, lecz nie kochałam, bo nie umiałam, a marzenia to za mało na całe życie nie wystarczają nie ogrzeją nie przytulą i nie powiedzą, że kochają. Po takim skoku w ramiona marzeń ciężko się obudzić i odpowiedzieć na pytanie dlaczego? Ale warto je zadać, by zrozumieć sens istnienia naszego w tym świecie, bo przecież jakie proste one, by było gdybyśmy uczciwie spojrzeli na siebie ile bólu byśmy i rozczarowań sobie zaoszczędzili na tym etapie życia i tak samo można podejść do wszystkich etapów naszego życia np. zdrada, rozwód, praca. Każdy etap to nowy rozdział i to od nas zależy jak sobie pościelimy czy miło, spokojnie, burzowo, zmysłowo nasz los w naszych rękach, ale wracając do sprawy małżeństwo-po rodzinnym domu, był kolejnym koszmarem (zwanym moja własność kupiłem ją) obudziłam się w rękach schizofrenika można powiedzieć, że sama byłam sobie winna, bo pokochałam marzenia lub wydawało mi się, że kocham dziś już sama tego nie wiem lub nie pamiętam za dużo lat upłynęło. W objęciach chorego to tak jakbyś skoczył do wody nie umiejąc pływać otula cię i przygarnia do siebie ciągnąc w czerń. Pytanie na ile będziesz mieć siły, by się wyrwać. Ale człowiek człowiekowi jest wilkiem gdy nie spełnia jego oczekiwań. Marzenia znikają, a ty zostajesz z samą sobą i pytaniami i w tym momencie warto sobie odpowiedzieć szczerze, by nie zwariować lub nie być ciężarem dla innych i własnych ułomności. Czując wolność łapiesz wiatr w swe połamane dłonie, który uwodzi cię ciszą i spokojem oraz tęsknotą za uśmiechem słonecznym. Pamiętaj jednak, unikać tego co złe, by nie pochłonęło cię... Ocalić może cię jedynie taniec wolności tuląc dziecię swoje będąc panią swojego strachu jesteś wolna, by walczyć dalej...

                                                          sol8  6 luty 2010.21:00 
Etap 2

Rozwód
To jak suche drzewo powyginane od słonecznych promieni. Nie chroni i nie osłoni w nagości uczuć, lecz zdepcze wolę życia każdego. Nie ważne czy jej czy jego zawsze łamie do żywego, a dłonie chwytające łapczywie wolność powygina krusząc niczym suche gałęzie...cdn.

                                                                 
sol8 8luty 2010. 21:00 

Etap 3

Wolność
cdn.
Dawno Dawna Temu...

Nie pamiętam już kiedy była sobie dziewczyna co zawsze pozytywnie marzyła lecz życie jej pokazało że to bardzo nie bezpieczne, bo kiedy serce otwarła garścią piachu dostała, by się obudzić z letargu. Zamknęła więc serce, a kluczyk wyrzuciła daleko stąd, by nie pamiętać gdzie to było i nie szukać tego co umarło w niej, bo i na co komu to...cdn.

                                                                      sol8  3luty 2010. 20:33 
Opowieść o dziecięcym sercu ... Po Latach

Dziś był in­ny dzień niż zwyk­le. Wyszłam na spa­cer u cioci z psem
idąc par­kiem zo­baczyłam ją uśmie­chniętą jak zwyk­le ba­wiła się
ze swoimi dwo­ma wil­ka­mi. Po­myślałam so­bie czas był łas­ka­wy,
bo wiecie są ta­cy ludzie co po­mimo upływu lat nie zmieniają się.
Uśmie­chnęłam się mówiąc wi­taj kocha­nie to ja two­ja przyb­ra­na
sios­tra.
Uśmiech znikną zos­tały tyl­ko wiel­kie oczy i łzy oraz słowa
szu­miące ni­by po­tok... gdzie byłaś szu­kałam cię jak mogłaś
zos­ta­wić mnie i zniknąć od tak... nic mi nikt nie mówił byłaś
i odeszłaś dlacze­go, a ja tak się bałam nie mogłam spać
tyl­ko płakałam dlacze­go po­wiedz mi...
Stałam myśląc, a ser­ce tłukło się jak­by była burza
bo wte­dy byłyśmy tyl­ko dziećmi łzy spłynęły mi
wzięłam ją za rękę i szepnęłam choć tam
jest ławeczka usiądziemy...
Nic nie ro­zu­miałam z te­go po­to­ku słów, ale do­cierało do mnie
po­wo­li jak mnie kochałaś po­mi­mo tych kil­ku lat mie­szka­nia ra­zem
i jak bar­dzo cier­piałaś będąc sa­ma.
Za­myśliłam się i wte­dy usłyszałam jak płacząc mówisz da­lej
zab­rałaś mo­je­go anioła, a miał się mną opieko­wać
a on ten wred­ny przychodził i do­ty­kał mnie
bo byłam sa­ma ty znikłaś kto mnie miał chro­nić
zos­tałam sa­ma i płakałam nie słuchał mnie...cdn.

                                                        sol8 8styczeń 2014.23:18 
Opowieść o dziecięcym sercu część 6 Psie Serce

Nazajutrz dziewczyna dowiedziała się z wiadomości, że z okolicznego więzienia zbiegli więźniowie poszukiwano ich od kilku dni.
Zimny dreszcz przebiegł przez jej ciało słuchała dalej
jednego zastrzelili drugi się powiesił trzeciego dopadły psy.
To nie był sen kolejny raz uszła z życiem dziwny był ten dzień.
Matka wtrąciła słowo jak ją szukali i się martwili ile jeździli po rodzinie, znajomych i nic - gdzieś ty była dziewczyno
odwróciła się i powiedziała - tam
matka pobladła i żyjesz ?
Nic ci nie zrobili ?
Długo rozmawiały o tamtej nocy lecz niczego to nie zmieniło.
Pies został i zawsze towarzyszył w jej wyprawach do lasu
nie odstępowała swej pani na krok.
Tara podrosła i nikt nie mógł się do nich zbliżyć.
Lubiły obie przesiadywać na pagórku patrząc w dal
nigdy nie kładła się koło jej nóg zawsze siedziała przytulona do niej
jakby wyczuwała czego pragnie jej pani.
Spokojna wyciszona lecz czujna dbała o swoją panią.
Dawała swe psie serce ucząc miłości i nadziej na lepsze jutro.
Tak dziewczyna skończyła swoje siedemnaście lat.
Minął jakiś czas dziewczyna zmęczona agresją matki
postanowiła odejść obiecała jednak psinie, że będzie zawsze
w piątek wieczorem.
Nie mówiąc za wiele matce zaczęła się pakować
gdy ta to zauważyła zapytała, a ty dokąd ?
Odpowiedz ją jednak nie zadowoliła więc zaczęła się szarpać
z bagażem dziewczyny ona pakowała, a ta rozrzucała trwało to trochę. Zmęczona zaczęła okładała ją jak popadło dziewczyna tylko stała
i na nią patrzyła zdziwiona, że od dawna nic już nie czuję
zapytała - zmęczyłaś się już?
Matka dostała szału i tłukła dalej lecz nic się nie wydarzyło
dziewczyna nadal stała i patrzyła zapytaniem w swych oczach.
Wychodząc z domu odrzekła tylko - będę w każdy piątek
zamykając drzwi za sobą, a matka wykrzyczała - zabierz te bydle ze sobą...
Tak jak obiecała psinie była.
Razem się cieszyły razem biegały po lasach i tęskniły za każdym piątkiem, bo on był magiczny pomimo wielu problemów znosiła wszystko
byle znaleźć chwilę dla psiny gdy matka wymyślała ile trzeba zrobić w domu. Nigdy nie żałowała niczego dla serca psiego...
lecz zapytała serca swego - co zrobiłam źle w swoim życiu
że tak dziwnie plącze się...
Nie dajmy się oszukać
by wciągnąć się w matnie
kartek wspomnień pogrzebanych w nas...
Warto żyć i uśmiechać się do ludzi...

                                                sol8 10 wrzesień 2013, 13:00    
Opowieść o dziecięcym sercu...

Opo­wiem wam o dziew­czyn­ce, którą poz­nałam lecz nie do końca - sa­ma
nie wiem co mam myśleć. Miała pra­wie 6 lat, a jej świat mieścił się
w ma­leńkich dłoniach pełnych roz­cza­rowań. Dnie mi­jały
na rodzi­ciel­skich kłótniach prze­pełnione niena­wiścią i ja­dem, które
le­piej wy­korzys­ta dziecięcą naiw­ność do swych plu­gawych celów
nie ważne jak? Byle tyl­ko zdo­być up­ragniony cel włas­nej głupo­ty.
Pat­rzyłam na nią oczy­ma zam­glo­nymi słuchając jej cieniut­ki głosik
po­wiedz mi proszę dlacze­go ta­tuś ka­zał mi po­wie­dzieć - po­wiedz
ma­mie, że ta­ta się po­wiesił więc ja po­biegłam do ma­musi
i po­wie­działam, a ona po­wie­działa, że dob­rze niech się wie­sza
i tak biegałam z kuchni do ho­lu szlochając i mówiąc co każe ma­musia
i ta­tuś. Słuchałam tej małej zas­ta­nawiając się co jest snem, a jawą
może to tyl­ko zły sen, ale nie ona była tu i mówiła do mnie Boże mój
czy ja śnię. Znów usłyszałam ten głosik oc­knęłam się, a wiesz
po­wie­działa mi - zimą ucieka­liśmy, bo ta­tuś pod­pa­lił dom, bo był
zły na ma­musię pa­miętam ten dym i ub­rań nie ma­my ta­tuś
po­wie­dział, że poszły z dy­mem. No i mam iść do szkoły, bo jes­tem
duża i ma­ma po­wie­działa, że jak wróci to mnie za­wiezie tyl­ko
dziw­nie długo nie wra­ca, bo po­jechała do szew­ca za­wieść mo­je
bu­ciki i chy­ba się zgu­biła, bo ta­tuś jej szu­kał i nie zna­lazł już
i po­wie­dział - nie mar­tw się kocha­nie znajdę ci nową mamę, która
będzie cię kochała. I co ja mam od­po­wie­dzieć Boże mój...
Melodia smut­ku grała w mej duszy gdy słuchałam jej słów - wiesz jak idę
spać to zaw­sze przychodzi do mnie ciem­ny pan i głaszcze mnie
po włosach szep­cząc będzie dob­rze nikt i nic już nie skrzyw­dzi cię
jes­teś mo­ja. Sza­lona myśl prze­biega mi przez głowę,
ale co jak i kto? nie ro­zumiem, ale głosik tej małej mówi da­lej
- on w dzień zni­ka lu­bi noc. Co lu­bi noc ok­na zam­knięte nic
nie ro­zumiem Kto? i mam od­po­wiedz głosik opo­wiada da­lej - to sza­ry
pan o mnie dba po­wie­dział mi, że stra­cił skrzydła za ka­re, bo był
nie grzeczny wte­dy po­myślałam so­bie, że ja też za karę stra­ciłam
ma­musie, bo byłam nie grzeczna... Wróciłam do do­mu muszę wziąć
prysznic nie wiem ile cza­su tak stałam 15, 30, a może 40 mi­nut wo­da
spływało po mym ciele łapałam od­dech Boże mój kto dał nam pra­wo
łama­nia dziecięcych dusz, by zmienić ich w coś ta­kiego jak my.
Kim jes­teśmy, by ra­nić i wy­rywać z serc miłość dziecięcą wpat­rzoną
w nas...
Noc minęła, a ran­kiem zbieram się jak zbi­ty pies,
by małą zająć się we­soła twarzyczka
przy­witała mnie ścis­kając moc­no dłoń wyszep­tała - wiesz ta­ta
po­wie­dział, że dziś poz­na­my nową mamę mój brat jest zły,
a ja nie wiem, bo bar­dzo mi smut­no ty­le cza­su minęło kiedy widziałam
moją ma­musię i boję się, bo za­pom­niałam jej twarz pa­miętam głos był
miły. I rozpłakała się przy­tuliłam ją i czułam jak z oczu płyną
mi łzy. Po kil­ku dniach poz­nałam młodą pa­nią bar­dzo miłą ciepłą
w tym dniu skończyła się mo­ja pra­ca, ale niepokój krążył we mnie
jak zim­ny dreszcz o tą małą przyjęłam zapłatę ukłoniłam się
i na od­chod­ne po­wie­działam, że jak by co to jes­tem i do widze­nia
pa­nu. Tyl­ko się uśmie­chnął i skłonił głową...


Część: 2


Jak pa­mięta­cie pożeg­nałam się od­chodząc pełna obaw o tą małą
nie minęło pół ro­ku, a pop­roszo­no mnie bym znów zajęła się dziec­kiem
przyjęłam tą wiado­mość z ra­dością i smut­kiem. Następne­go dnia już
byłam w pięknym sta­rym dwor­ku smut­na twarzyczka przy­witała mnie.
Opo­wiadała o dob­rych chwi­lach i tych złych jak - ta­ta bił pa­nią,
bo była nie grzeczna jak ginęły cen­ne przed­mioty i ta­tuś był zły tak
ją zbił, że zab­rało ją po­goto­wie już nie wróci bałam się uciekałam
do bra­ta, bo ta­tuś był bar­dzo zły. Dni mi­jały, a ja cze­kałam
na ko­lejną mamę dla tej małej. Które­goś dnia ktoś za pu­kał do drzwi
ot­worzyłam i wys­traszo­na od­skoczyłam to była ona ta miła pa­ni, ale
coś się zmieniło była już in­na bez is­kry życia, a przed sobą miała
spo­ry brzuszek. Usłyszałam ciężkie kro­ki i wro­gi głos
- co ty tu ro­bisz wy­noś się stąd, ale ja jes­tem w ciąży usłyszałam
w od­po­wie­dzi - to idź tam gdzie ci go zro­biono i jed­nym
za­maszys­tym ruchem wyp­chnął ją z do­mu i ty­le ją widziałam.
Dziew­czyn­ka stała w ciem­nym ho­lu szlochając chwy­ciłam ją na ręce
i wbiegłam do po­koju... Ja­kiś czas po­tem wpro­wadziła się do nich
rodzi­na rodzeństwo z mamą i bab­cią. No­wy lep­szy początek dla
tej małej wspólne święta wy­jaz­dy może nie zaw­sze było su­per, ale
miała nową sios­trę i bra­ta po­mału życie toczyło się dalej,
aż do wy­jaz­du w góry do rodzi­ny na święta wiel­ka­noc­ne tam
rodzeństwo pocho­rowało się i z oj­cem dłużej zos­tało zaś ma­cocha
wróciła do dwor­ku z bab­cią i dwójką swoich dzieci. Nikt nie prze­kazał
in­formac­ji do szkoły o cho­robie rodzeństwa więc uz­na­no, że już
nie wrócą, bo wielok­rotnie wi­dywa­no właściwą matkę dzieci, która
po­jawiła się po wielu la­tach nie obec­ności. Gdy po miesięcznej
cho­robie dzieci zja­wiły się w szko­le pow­stało ogólne po­rusze­nie
i zdzi­wienie pop­roszo­no dzieci by oj­ciec zja­wił się na­zajut­rz.
W tym sa­mym cza­sie pod szkołę pod­jechało niepo­zor­ne auto
i cze­kało. Ko­niec lek­cji dzieci biegły do auto­busu ja­kaś ko­bieta
za­wołała chłop­ca i z nim roz­ma­wiała po dłuższej chwi­li chłopiec
pod­biegł do dziew­czyn­ki chwy­cił ją za rękę i rzekł choć ma­ma po nas
przy­jechała... Dziw­ne nig­dy nas nie od­bierała i te auto
i ta dziw­na ko­bieta uśmie­chała się dziew­czyn­ka nic nie ro­zumiała
po­mimo, że 11 lat pra­wie miała. Wsiadaj po­wie­dział brat to nasza
ma­ma dziew­czyn­ka cofnęła się o krok - nie, nie znam jej ja­kiś krzyk
szar­pa­nie się auto od­jechało dzieci zab­rało. Dy­rek­tor szkoły
ob­serwując całe zajście z piętra zadzwo­nił do oj­ca.
Wieczór do­jecha­li do no­wego do­mu zmęcze­nie, płacz, dziew­czyn­ka
wyczer­pa­na zasnęła marząc, że to zły sen i nic nie zmieni się.
Po­ranek oka­zał się jed­nak bru­tal­ny no­wy pokój ściany
nie te i dziw­ny hałas ktoś krząta się szep­cząc do dzieci idźcie stąd.
Wstać, a może nie zasnę i zniknę stąd...


                                                                    sol8 28 sierpień 2013. 00:00 
Opowieść o dziecięcym sercu... Część 3 Zły Sen

Spałam i marzyłam na ja­wie, że to zły sen, a jed­nak tak nie stało się
mu­siałam tu zos­tać w tym do­mu, po­koju i z no­wym rodzeństwem oraz
tą ko­bietą, której nie znam i nie chcę poz­nać. Do po­koju wbiegł mój
star­szy brat choć krzyczał - poz­nasz naszych młod­szych bra­ci wiesz
ja­cy faj­ni skrzy­wiłam się, ale ja nie chcę - no choć sios­tra
nie płacz wiesz jak tu faj­nie - wstałam. Wyszłam, spłoszo­na
skłoniłam się ko­biecie i wy­biegłam z do­mu za bra­tem na podwórko
ojej, a gdzie sa­dy i szum morza jak tu po­nuro i smut­no tyl­ko
chle­wiki i ten za­pach oraz be­tono­wy mur osłaniał w od­da­li las hmm
po­myślałam brzyd­ko. Pod­biegł do mnie brat i rzekł to są na­si bra­cia
po­myślałam so­bie ja­cyś ma­li chyba ponad 4 i 8 lat.
Usiadłam na ławeczce pod je­dynym rozłożys­tym drze­wem
roz­myślając co te­raz ko­go tu znam? Mam
tu tyl­ko bra­ta. Cieka­we co ro­bi ta­ta? Wie­czo­rem była po­lic­ja
długo roz­ma­wiali i po­jecha­li o nic nas nie za­pyta­li stwier­dzi­li
je­dynie, że spra­wa będzie trud­na. Dwa dni później poszliśmy do no­wej
szkoły. Wszys­tko było no­we i ta­kie trud­ne. Mi­jał czas ja na­dal
byłam smut­na. Zaczęłam mówić do niej ma­mo, ale nic nie czułam.
Była na mnie zła, bo upar­cie od­ma­wiałam na­zywa­nia wuj­ka oj­cem
za karę nie mogłam z nim wychodzić no bo jak każde dziec­ko woła ma­ma,
ta­ta, a ja upar­cie ma­ma, wu­jek. Przyp­ra­wiałam ich o ból głowy,
aż do dnia w którym na­roz­ra­biał mój brat nie wiem co się stało
pa­miętam tyl­ko krzy­ki, że jak mógł im to zro­bić ta­ki wstyd,
by kraść wyz­wiska pa­dały bez li­ku i je­go krzyk nie wyt­rzy­małam
ot­worzyłam drzwi do kuchni gdzie była komórka i wejście do łazien­ki
pat­rząc osłupiała myślałam o jed­nym za­bije mi bra­ta, a ona trzy­mała
go moc­no za szyję z głową w toale­cie spuszczała wodę krzycząc mów
gdzie to jest... rzu­ciłam się do niej i tłukłam pięściami na oślep
krzycząc puść go! za­bijesz mi bra­ta! nie wiem ile cza­su minęło
i jak długo to trwało, ale jak go puściła był si­ny i z tru­dem od­dech łapał.
Po tym in­cy­den­cie brat był in­ny po­wie­dział, że uciek­nie...
a ja co ze mną znów zos­tanę sa­ma..
Trudno było się uśmie­chać, ale sta­raliśmy się ja­koś fun­kcjo­nować.
Wie­czo­rami szep­ta­liśmy snując pla­ny co da­lej. Które­goś dnia gdy
ba­wiliśmy się w cho­wane­go zja­wił się nie ocze­kiwa­nie ta­ta
na mo­torze chciał nas od­wie­dzić i przy­wiózł łako­cie gdy brat
go zo­baczył wpiął się w niego krzycząc za­bierz mnie stąd !!! Ta­to
nie myśląc od­pa­lił mo­tor zarzu­cił kur­tkę swoją bra­tu i od­jecha­li
bez słowa. Nie widziałam ich już więcej ja­ko dziec­ko.
Przes­tałam myśleć do­padła mnie mat­nia zos­tałam sa­ma ze sobą.
Minęły wa­kac­je poszłam do 5 kla­sy nie cier­piałam nicze­go su­kienek
i tych wstrętnych ki­tek z ko­kar­dka­mi czułam się jak kro­wa,
bo u ta­ty zaw­sze miałam włosy ob­cięte na pa­zia. Wszys­tko i wszys­cy
mnie drażni­li byłam niez­nośna. Które­goś dnia pat­rząc w lus­tro
widząc te kit­ki chwy­ciłam nożyce i cięłam jak po­pad­nie by­le ich
nie było gdy skończyłam sa­ma się wys­traszyłam po­myślałam so­bie
tyl­ko no i znów mi się ober­wie, ale nie o dzi­wo po­jecha­liśmy
do mias­ta tak jak wyglądałam do fo­tog­ra­fa by zro­bić mi zdjęcie
do szkol­nej le­gity­mac­ji. Fo­tog­raf z de­ka w szo­ku py­tał matkę
czy oby na pew­no może le­piej iść do fryz­je­ra no i miałam cud fotkę,
ale się nie przejęłam tyl­ko ma­zakiem włosy do­malo­wałam w szkol­nej
le­gity­mac­ji. Nie wiem co było gor­sze wy­jazd do mias­ta?
Czy może la­nie? 


                                                                sol8 2 wrzesień 2013. 22:12 
Opowieść o dziecięcym sercu...część 4 Izolacja

Koleżanki się dziwiły tej nowej jakiś straszak i nic więcej.
Po szkole wielka nowina czekała ją w domu okazało się, że matka jest przy nadziei od jakiegoś czasu tylko nic nie mówiła.
Dziewczyna tylko się skrzywiła i pomyślała kolejne dziecko i po co?
Matka widziała niechęć i nie była zadowolona nie rozumiała niczego, że
dziewczyna właśnie obumierała od środka jak roślina na jesień pełna
smutku.
Po narodzinach przyrodniej siostry spora część obowiązków przypadła
starszej siostrze, która tylko patrzyła na niemowlę myśląc jaki los
zgotuje ci własna matka czy ten dobry? czy ten zły?
To była jej pierwsza przyrodnia siostra kochała ją i cierpiała w sercu...
Dzieci są cudowne i takie ufne, gorzej się ma to do rodziców...
Mijały miesiące znów informacja, że matka przy nadziei tym razem reakcja
rodzinę przeraziła dziewczyny, ale cóż z uczuć nie wiele zostało w
niej.
Narodził się synek wielka radość z kolejnego dziecka, ale przez długi czas bano się by dziewczyna zajmowała się braciszkiem.
Zatem więcej obowiązków przypadło jej w udziale w domu
było to dobre rozwiązanie...
Często odwiedzała ich siostra matki ze swoimi synami
któregoś dnia poszły z małymi dziećmi na ploteczki, a dziewczyna została z kuzynami.
Starszy kuzyn wpadł na genialny pomysł, że nauczy ich palić, bo sam już
popalał i zaczęła się lekcja palenia, ale nikt nie przypuszczała, że
koniec będzie fatalny kiedy matka i ciocia wróciły do domu od razu
wyczuły, że było palone ciocia ostrym zdecydowanym głosem spytała synów
kto palił kuzynowie ze strachu powiedzieli, że kuzynka ich namówiła
matka dziewczyny bez zastanowienia dopadła do niej
bijąc na oślep.
Dziewczyna przyjmowała razy odpowiadając na matki krzyki, że to nie ona lecz ta była głucha i lała dalej.
Ciocia z synami poszła do kuchni długo z nimi rozmawiała i ustaliła jak było wtedy zdecydowała się przerwać całe to zamieszani.
Kiedy matka dziewczyny usłyszała wyjaśnienia siostry wzruszyła tylko ramionami i rzekła - dupa nie szklanka dostała, bo paliła.
Ciocia pokręciła głową i wyszła.
Takich kamieni życiowych wiele dostała, bo bracia się bali, że dostaną, a
to kuzyni się pomylili długo to trwało, aż do informacji jaką matka
dostała, że syn najstarszy, który był przy ojcu miał wypadek na motorze i
jest w szpitalu ta informacja dla dziewczyny była jak młyńskie koło u
szyi nikt nie wiedział co się stało straciła przytomność gdy przyjechało
pogotowie nie mogli postawić diagnozy ani jej docucić postanowiono ją
zabrać do szpitala i tam po wielu badaniach nie było konkretów.
Debatowano, że może coś łyka lub w ciąży itd...
ale badania wszystko wykluczyły.
Gdy wróciła do domu matka wystraszona przystopowała, bo doskonale
rozumiała co się dzieje tylko oczy zamykała...na ból jaki dziewczynie
sprawia i to, że ją łamała od środka.
A ona zapada coraz głębiej i głębiej w sen
gdzie nie można był jej dobudzić.
W śnie czuła się bezpiecznie, ale nie mogła coraz częściej stamtąd
powrócić ogarniał ją coraz bardziej i bardziej przyciągał do siebie usypiając coraz głębiej w szeptach czułych gdzie odpoczywała cdn... 
Opowieść o dziecięcym sercu część 5 Psie Serce

Kolory znikały z jej świata pojawiły się szarocie przeplatane bielą
które wcale ją nie martwiły.
Matka dała jej trochę swobody by doszła do siebie.
Dziewczyna zaczęła wychodzić i szukać upragnionego spokoju
znalazła go w lasach.
Gdy przemierzała kilometry spokój muskał ją niczym mgiełka wiatru
delikatnie by nie zranić jeszcze bardziej.
Polubiła te wędrówki i zaczęła coraz dalej zagłębiać się poznając to nowe miejsca i samotnie po lasach mieszkających ludzi z którymi bardzo chętnie rozmawiała, bo czuli coś więcej niż ci z miasta.
Tak poznała kobietę, która miała owczarki belgijskie tak polubiła dziewczynę przez te ich spotkania i pogawędki, że podarowała jej ostatnie szczenie
które było niechciane, bo najsłabsze.
Dziewczyna wiedziała, że w domu będzie ostra przeprawa, ale chęć posiadania zwierzęcia tak ją opętała, że była gotowa znieść wszystko
byle je zatrzymać.
Wiedziała od razu jakie jej nada imię i nazwała ją Tara, bo symbolizowała odrodzenie.
Idąc do domu modlitwy do Boga słała tuląc do serca psinę
cała drżała co teraz jak to będzie.
Otworzyła drzwi usłyszała głos matki i sąsiadki pomyślała zajęta plotkami będzie dobrze głos z kuchni ją przywołał drżąca ruszyła
gdy stanęła na wprost matki wyszeptała
- dostałam pieska czy mogę go zatrzymać?
Matka długo patrząc na nią milczała po namyśle rzekła
- tak tylko zanieś go do obórki tam będzie spał.
Dawno nie widziano tak szczęśliwej dziewczyny pognała jak wiatr
bez słowa byle matka nie cofnęła słowa.
Długo siedziała przy swej kochanej psinie głaszcząc, tuląc
nie mogła się z nią rozstać drżąc, że zniknie.
Pełna nadziej ruszyła do domu będzie dobrze otworzyła drzwi matka już inaczej rozmawiała pełna nienawiści krzyczała
- zabiję cię jak ten pies podusi mi kurczęta.
Dziewczyna zesztywniała, a w głowie grały jej słowa jak echo
myśląc co się stało matka wyszła do obórki, a ona stała i stała
przyrodnia siostra się rozpłakała pytając
- co ci jest, ale nie dostała odpowiedzi gdyż dziewczyna
jak stała tak wybiegła była zimna jesień, a ona tylko w dresie
i plastikowych baletkach biegła przez las płacząc
jak się to mogło stać nic nie rozumiała tylko biegła i płakała.
Gdy się ocknęła była zdziwiona ile kilometrów przebiegła
gdyż dobrze poznała stary las, a szarość dnia wskazywała na późną porę ciągle powtarzała sobie nie wrócę tam, nie wrócę tam, a psina i obietnica
że jej nie zostawię... muszę pomyśleć zadrżała dziewczyna
i zaczęła zrywać wysoką leśną trawę by przygotować sobie spanie.
Chodziła i rwała naręcza trawy szukając ambony
by na niej się schronić instynktownie chyba wyczuwała, że to właściwe miejsce w lesie dla niej.
Znalazła i zrobiła sobie posłanie patrząc w niebo zasnęła z myślami wirującymi w głowie.
Była ciemna zimna noc gdy się przebudziła jakieś krzyki to chyba zły sen jestem w lesie nikt nie wie gdzie, a do ludzi mam ponad 30 km.
ale i tak słyszała krzyki i ujadające psy.
Jakim cudem tu nie ma ludzi tylko jakaś stara rudera, która się sypie
niby kto miałby tam iść nikt przy zdrowych zmysłach, bo zimna i waląca się. Zerwała się, a głosy zbliżały się i to wiele i psy. Zaczęła schodzić z ambony powolutku by nikt jej nie usłyszał cała drżała wycofując się po omacku w nieznanym kierunku byle dalej od tych głosów.
Długo to trwało nim znalazła się na skraju lasu nie wiedząc dokąd idzie wpadła w jakieś moczary czy coś takiego taplając się nasłuchiwała
co tam dalej się dzieje uważając by jej nikt nie usłyszał.
Była cała mokra utaplana ziemią i co teraz gdzie iść jest zupełnie ciemno wtedy przypomniała sobie słowa ojca
- że gdy idzie się nocą to strach ma wielkie oczy i nie wolno się oglądać bo każdy krzak to strach.Tak utaplana wpadła na parskającego jelenia, który spłoszony zamieszaniem w lesie szukał schronienia.
Było to dziwne przeżycie lecz warte by je zapamiętać na całe życie.
Wzięła się w garść patrząc w oczy czarnej nocy cichą modlitwą wsparta
parła niby do przodu nie bała się już szła tak do rana gdy wyszła z lasu zobaczyła blok, w którym mieszkała postanowiła po cichutku na palcach
się w kraść by ubrania zmienić i zabrać psa ostrożnie naciskała klamkę
by nie skrzypiała, a jednak matka stała w drzwiach co teraz dała krok do przodu wyglądała dojmująco i ta ziemia na niej...
Matka się rozpłakała chwyciła ją w ramiona i wyszeptała kocham cię
ale dziewczyna już nic nie słyszała tylko drżała nie z zimna lecz ze złości o te słowa nie drgnęła tylko stała.
Matka wytarła oczy i powiedziała idź się wykąpać...cdn.

                                                  sol8 10 wrzesień 2013 10:00
Kreator stron internetowych - przetestuj